-Nie, po prostu Harry.- również posłałem mu uśmiech.
Ten facet nie wyglądał na ćpuna. Gdyby ktoś ujrzał go na ulicy, w życiu nie domyśliłby się, kim jest. Był ubrany zwyczajnie, po prostu typowo. Miał przyjazną twarz z brązowymi oczami i delikatnym zarostem.
-No, gotowe!- podał mi małą rurkę. Nigdy tego nie robiłem, ale wiedziałem jak się za to zabrać. Przyklęknąłem koło stolika i wciągnąłęm proszek nosem. Pierwsze, co udało mi się wtedy poczuć, to nieprzyjemne uczucie w nozdrzach. Myślałem, że zaraz wypuszczę z siebie serię kichnięć, ale tak się nie stało.
***Oczami Liama***
Towarek szybko zaczął działać na Loczka. Usiadł pod ścianą i próbował zrobić jak najefektywniejszego zeza. Nie powiem, to wyglądało komicznie. Sam nie brałem od dwóch dni. Zawsze, gdy przychodzę do strefy, jestem całkowicie czysty.Tak sobie postanowiłem. Harry przez najbliższe dwie godziny nie robił nic poza strzelaniem głupich min. Ja się tylko z niego śmiałem i przyglądałem bacznie.
-Mocne.-mruknął.-Chyba mam fazę.- wybuchnął śmiechem.
-Wiesz, co pomaga na fazę?-spytałem hamując chichot.
-No co? Mów, mistrzu!
-Bieganie.
Brunet bez słowa zerwał się na równe nogi, wyszedł i tyle go widziałem. Zastanawiało mnie, czy wróci, obstawiałem, że nie. Jednak się myliłem. Pojawił się koło mnie po mniej więcej dwóch minutach.
-Ile okrążeń zrobiłeś?
-326.- odpowiedział bez zastanowienia. Znów zsunął się w dół po ścianie. Nic nie mówił.
Przez następną godzinę obsłużyłem trzech klientów. Nudziło mi się stanie w miejscu.
-Błagam. Liam, nigdy więcej mi tego nie rób.- rzekł nagle. Chyba powoli wracał do siebie.
-Chciałeś, to dałem.
-Skąd bierzesz to cholerstwo?
-Znajomości.
-To jest piekielnie mocne. Pozostali też maja takie petardy?
-Nie wiem i nie będę się przekonywać. Wszyscy są tu wrogami. Klienci innych to moi nieprzyjaciele, kumasz?
-Chyba. Ale dlaczego?
-No... po prostu. To taka konkurencja. A najbardziej to nienawidzimy tego tam w żółtej czapeczce, widzisz?- dyskretnie wskazałem palcem na Josha.
-O... a czemu?
-Wygryzł mi sporo klientów i coś jeszcze... Ale nie chcę o tym rozmawiać.
Przysiadłem obok bruneta. Zaczęliśmy toczyć luźną rozmowę. Harry dowiedział się nieco o mnie, a ja o nim. Nigdy nie prowadziłem takiej gadki z kimś dopiero poznanym. W ogóle rzadko z kimkolwiek wymieniałem sowa. Nie mam przyjaciół, rodziny od pewnego czasu też nie. Samotność nie jest czymś dla mnie, zawsze potrzebowałem kogoś do wyżalenia i pośmiania.
Harry wydał mi się ciekawym człowiekiem. Intrygowała mnie jego przeszłość, wiem o nim więcej niż on o mnie, opowiadał o sobie rozlegle, a ja słuchałem z zainteresowaniem. Dziwnym faktem była jego kartoteka. Nie wierzyłem, że zgwałcił jakąś dziewczynę. Zresztą sam zapewniał mnie o swojej niewinności. Ufałem temu kolesiowi. Miałem nadzieję, że on mi też. Ale czy chciał mieć coś do czynienia z dilerem narkotyków?
**Oczami Harry'ego**
Liam to równy gość. Polubiłem go. Podobała mi się możliwość zaprzyjaźnienia się z nim.
Dochodziła 3.30, jak zauważyłem na zegarku bruneta.
-Zbieram się.- oznajmił nowy znajomy. Nie ukrywam, w duchu się zasmuciłem.
-Jeśli ty, to i ja...
-Wiesz co...-zaczął, gdy przekroczyliśmy już próg budynku. -Nie masz się gdzie odziać prawda?
-No. -odpowiedziałem krótko.
-Wpadnij do mnie, hm?
-Dobra.- uśmiechnąłem się.-Jeśli zapraszasz, to jasne.
Liam wyjął z kieszeni klucze. Przycisnął brylok i światełka w znajdującym się przed nami granatowym Audi zamrugały. Byłem mile zaskoczony. Liam zajął miejsce kierowcy, a ja pasażera. Dawno nie jechałem autem. Ostatnio był to radiowóz. Wtedy jednak siedziałem z tyłu. Fotel był nad zwyczaj wygodny. Przez drogę rozmawialiśmy o bzdurach takich jak sport, samochody, a nawet padło kilka słów o dziewczynach, którymi to najbardziej powinniśmy się interesować w naszym wieku. I tak też było, interesowaliśmy się nimi... i na tym się to kończyło.
Po niespełna 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Było to niewielkie osiedle. Znajdowało się na nim 7-8 budynków, nie liczyłem. Wszystko ty było 10-piętrowce. Weszliśmy do wieżowca.
-Które piętro?- spytałem serio ciekaw, gdy stanęliśmy w windzie.
-Ostatnie.- wcisnął przycisk. Ja to chciałem zrobić, ale cóż. Nie, wcale nie jestem dziecinny.
Przekroczyliśmy próg dwupokojowego mieszkania. Nie panował w nim bałagan, ale porządkiem też nie można było tego nazwać. Ale co mi było narzekać.
-Zjesz coś?- zapytał Liam, rzucając torbę w kąt. Ze swoją zrobiłem to samo.
-Szczerze to umieram z głodu, więc chętnie.
-Może być... no nie wiem... jajecznica i naleśniki?
To chyba było dziwne połączenie... No tak, naleśniki były odgrzewane. jajecznica dopiero co usmażona przez gospodarza. Usiedliśmy i zjedliśmy. Znacznie wyprzedziłem chłopaka. Cóż, przecież doskwierał mi wilczy głód. Wypiliśmy herbatę.
-Harry...- wziął łyk napoju- Wiesz, że z przyjemnością cię przenocuję, więc się nie martw.- odstawił szklankę.
-Wiesz, że ratujesz mi skórę?- uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
-Nic wielkiego.
Byłem już naprawdę zmęczony, więc cieszyłem się, że Liam dał mi koc, poduszkę i zaprosi na kanapę. Padłem na nią jak długi i momentalnie pogrążyłem się w głębokim, błogim śnie.
Kiedy się zbudziłem, Liam właśnie... wieszał firanę? Pff.
-Co wyprawiasz?
-W sumie to nie wiem, tańczę?
To było dziwne, ale też nic mnie to nie obchodziło. Może zachciało mu się sprzątać? Chyba najwyższy czas. Zdeklarowałem się, że zrobię śniadanie. Zauważyłem świeży chleb na blacie, więc poszedłem na łatwiznę. Przyrządziłem kanapki, kilka z pomidorem, inne z serem, szynką, czy dżemem. Miałem właśnie zamiar ugryźć smakowity kąsek, kiedy usłyszałem dzwonek. To był mój telefon. Zdziwiłem się. Spojrzałem nieco wystraszony na Liama, kiedy na ekranie wyświetlił mi się numer Louisa. Przejęty brunet zaczepił ostatnią żabkę i zszedł z parapetu. Co miałem zrobić, odebrałem.
-Halo?
-Słuchaj uważnie.-to nie był głos Lou. Przełknąłem ślinę.- Masz równo dwa tygodnie na dostarczenie pięciu tysięcy do Tomlinsona, bo inaczej...- rozłączył się. W mojej głowie narodziło się milion pytań. Niemożliwe, żeby kwot aż tak wzrosła.
-Co jest?- zapytał brunet. Opowiadałem mu już tę historię.
-Louis chce pięć tysięcy. Za dwa tygodnie.
-Uuu..
-Liam, on mi groził! Co ja mam robić?! Skąd wziąć tę kasę?- usiadłem na kanapie i ukryłem twarz w dłoniach.
-Widzisz tę biedronkę? Wygląda smacznie.
Cholera jasna! Liam był na haju. To wyjaśniało tę akcję z firankami. Czemu akurat w tym momencie? Zacząłem się intensywnie zastanawiać. Nad wszystkim. Wtedy byłem pewny jednego. Louis mnie szczerze nienawidził. Nie wiedziałem jednak dlaczego. Zawsze myślałem, że to mój przyjaciel. I zawsze się co do tej kwestii myliłem.

Porządnie zacząłem zastanawiać się nad sposobem oddania pieniędzy Louisowi. Musiałbym chyba je sobie wyczarować. Jasne, bałem się. Miałem nadzieję, że Lou okaże się wyrozumiały. Nie byłem pewny, czy uważa mnie za przyjaciela. Sam też raczej nie mogłem go tak nazwać. Siedziały mi w głowie różne wspomnienia z nim związane, jedne miłe inne niestety nie.
Zacząłem rozmyślać nad jakimś prostym sposobem samobójstwa. Chciałem, by było szybko i w miarę bezboleśnie. Rozmyślania te po niedługim czasie zostały przerwane. Przez osoby trzecie.